Syntetyczna podróbka wełny, akrylem zwana, ma pewne wady i pewne zalety. To z niego powstają wszelkie puchate sweterki, czapki i szaliki dla sieciówek (ostatnio jednak obserwuję wypieranie poliestru i akrylu wiskozą, ale to raczej w produkcji cienkich kardiganów).
Akryl jest:
- tani
- ciepły – w przeciwieństwie do poliestru grzeje, choć nie tak mocno, jak wełna
- nie gryzie
- mogą go nosić osoby uczulone na wełnę
- potrafi być milusi w dotyku (szczególnie jeśli jest łączony z wełną)
- można, w przeciwieństwie do wełny, prać go w pralce (aczkolwiek trzeba go potem ogolić).
Niestety, akryl:
- jest pochodną destylacji ropy naftowej, przez co niezmiernie negatywnie wpływa na środowisko naturalne
- nie jest higroskopijny, nie wchłania wilgoci, co za tym idzie, sprzyja poceniu się, a pot ma intensywny, nieprzyjemny zapach
- bardzo łatwo się pilinguje, zatem jeśli chcesz, by Twój sweter czy szal z akrylu porządnie wyglądał, musisz zaprzyjaźnić się z golarką
- śmiesznie chrzęści (szczególnie przy dzierganiu), co dla jednych jest zupełnie obojętne, wrażliwszym mrozi krew w żyłach
- po dniu w akrylowej czapce włosy prawie natychmiast się przetłuszczają (przynajmniej moje)
działa elektryzująco, ale nie poprzez wygląd; spędziwszy dzień w akrylowym swetrze strzelam prądem w kontakcie z metalowymi przedmiotami albo z ręką męża.
Jak widać, akryl nie jest samym złem, a ilość zalet i wad jest podobna. Każdy świadomy konsument sam musi zdecydować, czy wpuści akryl do swojej szafy, czy nie.
Ja generalnie nie wpuszczam. Ostatni wyjątek zrobiłam półtora roku temu, ponieważ pilnie potrzebowałam uzupełnić sobie ciepłe rzeczy. Jako że w owym sezonie sieciówki oferowały sweterki cienkie, małe i nietaliowane, musiałam uszyć. Na ewentualnie samodzielne dzierganie miałam stanowczo za mało czasu, bo nigdy nie wydziergałam niczego większego, niż futerał na czytnik e-booków…
Pozostało nabyć dzianinę swetrową i zszyć na overlocku. Przystąpiłam do poszukiwań, lecz szybko okazało się, że wszystkie dzianiny swetrowe mają w składzie coś, czego nie akceptuję lub nie znam. Nie chciałam ryzykować i nabywać wiskozy, bo nie wiedziałam wtedy jeszcze, czy to grzeje, czy to trwałe, czy nie za cienkie. Kupiłam więc dzianinę swetrową w pewnym sklepie stacjonarnym, ponieważ mogłam obejrzeć ją osobiście. Skład jej to w 70% akryl, w 30% bawełna. Pomyślałam, że skoro:
- kolor mi się podoba
- domieszka bawełny być może poprawi higroskopijność
- a nawet jeśli nie, to przynajmniej będzie mi ciepło
- no i kosztuje tylko 30 złotych monet za metr
to zaryzykuję.
Całkiem zgrabny sweterek…
…aczkolwiek po pierwszym praniu wygląda tak 🙂
Szycie tego swetra to osobna historia pełna przekleństw, bo zabrakło mi dzianiny, dokupić nie mogłam, gdyż się skończyła, a na dodatek źle skroiłam ściągacze. Poratowałam się czerwonym ściągaczem bawełnianym, wyszło ładnie i pomysłowo, przez co sweter pochwalili wszyscy, którzy go widzieli na żywo.
Po zakończeniu szycia natychmiast przywdziałam sweter i spędziłam w nim drugą połowę dnia. Sportu w nim nie uprawiałam, fizycznie nie pracowałam, lecz pod koniec dnia byłam spocona w sposób nieprzyjemny, zarezerwowany dla tkanin syntetycznych 🙂
Tamtego dnia postanowiłam, że choćbym miała nic nowego nie uszyć, nie kupić ani nie wydziergać, nigdy więcej akrylu. Albo kupuję szlachetne surowce, albo donaszam starocie.